Polski English Deutch wyjście strona główna
 
  jesteś tutaj: nadzieja.pl > tematy > seria: patriarchowie i prorocy dokument tekstowy  
 

ZNISZCZENIE SODOMY
ELLEN G. WHITE
(1 Mojż. rozdz. 19)

 
 

Najpiękniejszym miastem w dolinie Jordanu była Sodoma, położona na równinie tak pięknej i żyznej jak „ogród Pana”. Rosła tam bujna tropikalna roślinność. Była to kraina drzew palmowych, oliwnych i winorośli. Kwiaty napełniały tam powietrze swą wonią przez cały rok. Dorodne łany zbóż pokrywały pola, a stada i trzody pasły się na okolicznych wzgórzach. Sztuka i handel przyczyniały się do bogactwa dumnego miasta na równinie. Skarby Wschodu zdobiły jego pałace, a karawany z pustyni przywoziły mnóstwo cennych towarów, zaopatrując w nie miejskie targi. Przy niewielkim wysiłku można było zaspokoić każdą życiową potrzebę, więc wydawało się, że świętuje się tutaj przez cały rok.

Panująca powszechnie obfitość wszystkiego wiodła do luksusu i pychy. Lenistwo i bogactwa czyniły zatwardziałymi serca ludzi, którzy nigdy nie zaznali niedostatku ani smutku. Dostatek i próżniactwo sprzyjały umiłowaniu przyjemności, więc ludzie oddawali się zmysłowej rozwiązłości. „Oto winą Sodomy” — powiada prorok — „(...) było to: wzbiła się w pychę, miała dostatek chleba i beztroski spokój wraz ze swoimi córkami, lecz nie wspomagała ubogiego i biednego. Były wyniosłe i popełniały obrzydliwości przed obliczem moim, dlatego usunąłem je” EZECH. 16,49.50. Ludzie niczego nie pragną bardziej jak bogactwa i wygodnego życia, z nich jednak zrodziły się grzechy, które doprowadziły do zniszczenia miast na równinie. Ich bezużyteczne, leniwe życie wydało ich na łup pokus szatana. Zatracili podobieństwo do Boga i stali się raczej istotami odzwierciedlającymi charakter szatana niż Boga. Bezczynność jest największym przekleństwem, jakie może spaść na człowieka, gdyż jej następstwem zawsze są występek i zbrodnia. Osłabia umysł, wypacza zdolność pojmowania i degraduje duszę. Szatan czyha, gotów zniszczyć tych, którzy osłabną w czujności. Ich bezczynność daje mu sposobność wślizgiwania się w jakimś atrakcyjnym przebraniu. Szatan odnosi największe sukcesy wtedy, gdy przychodzi do ludzi bezczynnie marnujących czas.

W Sodomie panowały wesołość i hulanki, uczty i pijaństwo. Nie powściągano najbardziej występnych i brutalnych pasji. Ludzie jawnie przeciwstawiali się Bogu i Jego prawu oraz lubowali się w przemocy. Chociaż mieli już przykład przedpotopowego świata i wiedzieli, jak przejawił się gniew Boży w jego zniszczeniu, podążali jednak tą samą drogą bezbożności.

W czasie, gdy Lot się przeprowadził do Sodomy, zepsucie nie było jeszcze powszechne, więc Bóg w swym miłosierdziu pozwolił, by promienie światła rozchodziły się wśród moralnej ciemności. Gdy Abraham wyswobodził jeńców z rąk Elamitów, uwaga ludzi została zwrócona na prawdziwą wiarę. Abraham nie był nieznany mieszkańcom Sodomy, a cześć oddawana przez niego niewidzialnemu Bogu była przedmiotem ich kpin, ale jego zwycięstwo nad znacznie przeważającymi siłami wroga oraz wielkoduszne zwrócenie jeńców i łupów wzbudziły podziw i uznanie. Gdy wychwalano jego umiejętności i zalety, nikt nie mógł oprzeć się przekonaniu, że to moc Boża uczyniła go zwycięzcą. Jego szlachetny i pozbawiony egoizmu duch, tak obcy samolubnym mieszkańcom Sodomy, był kolejnym dowodem wyższości religii, którą uczcił swą odwagą i wiernością.

Melchizedek, wypowiadając błogosławieństwo nad Abrahamem, uznał Jahwe za źródło jego mocy i autora jego zwycięstwa: „Niech będzie błogosławiony Abram przez Boga Najwyższego, stworzyciela nieba i ziemi! I niech będzie błogosławiony Bóg Najwyższy, który wydał nieprzyjaciół twoich w ręce twoje!” 1 MOJŻ. 14,19.20. Bóg przemawiał więc do tych ludzi przez swoją opatrzność, ale ostatnie promienie światła zostały odrzucone, tak jak wszystkie poprzednie. []

A teraz nadeszła ostatnia noc Sodomy. Chmury pomsty rzucały już swój cień na miasto skazane na zniszczenie. Ludzie niczego jednak nie przeczuwali. Gdy aniołowie zbliżali się już z misją zniszczenia, ludzie śnili o dobrobycie i przyjemnościach. Ostatni dzień był taki sam jak wszystkie poprzednie. Wieczór zapadał w ślicznej scenerii i poczuciu bezpieczeństwa. Niezrównanej piękności kraina skąpana była w promieniach zachodzącego słońca. Wieczorny chłód wywabił mieszkańców miasta z domów. Mnóstwo ludzi, korzystając z przyjemnych godzin wieczornych, chodziło tam i z powrotem w poszukiwaniu rozrywek.

O zmierzchu dwaj nieznajomi zbliżyli się do bramy miasta. Wyglądali na podróżnych mających zamiar przenocować w mieście. Nikt nie mógł w tych skromnych wędrowcach rozpoznać potężnych zwiastunów sądu Bożego, a wesoły, beztroski tłum ani nawet nie przypuszczał, że jego zachowanie wobec tych niebiańskich posłańców tej nocy przepełni kielich winy, która przesądziła los ich dumnego miasta. Znalazł się jednak jeden człowiek, który okazał uprzejmość przybyszom i zaprosił ich do swego domu. Lot także nie wiedział, kim naprawdę są ci wędrowcy, ale grzeczność i gościnność były jego nawykiem, częścią jego religii — nauką, jaką wyniósł, biorąc przykład z Abrahama. Gdyby nie pielęgnował ducha uprzejmości, byłby pozostawiony na zniszczenie wraz z resztą mieszkańców Sodomy. Wiele domów, zamykając drzwi przed obcym, nie wpuszcza do domu Bożego posłańca, który przyniósłby błogosławieństwo, nadzieję i pokój.

Każdy czyn w życiu, choćby najmniejszy, przynosi skutki ku dobremu lub ku złemu. Wierność czy zaniedbanie w spełnianiu pozornie nawet najdrobniejszego obowiązku może otworzyć drzwi do największych błogosławieństw albo największych nieszczęść w życiu. To małe sprawy są próbą charakteru. Skromne czyny, dokonywane codziennie z samozaparciem, i z ochotnym, radosnym sercem, sprawiają radość Bogu. Nie żyjemy dla siebie, ale dla innych. Jedynie zapominanie o sobie i pielęgnowanie miłego, pomocnego usposobienia może uczynić nasze życie błogosławieństwem. Drobne wyrazy grzeczności i szczera, zwyczajna uprzejmość w znacznym stopniu przyczyniają się do szczęścia w życiu, zaś zaniedbywanie ich prowadzi do ludzkiej niedoli.

Wiedząc, że nieznajomi byli narażeni w Sodomie na zniewagi, Lot przy wejściu do miasta uznał za jeden ze swoich obowiązków chronić ich i zaproponować im gościnę w swoim domu. Gdy podróżni zbliżali się, obserwował ich, siedząc w bramie miasta. Potem wstał, wyszedł im na spotkanie, i grzecznie się ukłoniwszy, powiedział: „Proszę, panowie moi, wstąpcie do domu sługi waszego i przenocujcie”. Zdawali się odrzucać jego gościnność, mówiąc: „Nie, będziemy nocowali na dworze” 1 MOJŻ. 19,2. Odpowiadając w ten sposób mieli dwojaki cel — wypróbować szczerość Lota i udawać, że nie znają charakteru mieszkańców Sodomy, sugerując, że będą bezpieczni, gdy pozostaną nocą na ulicy. Ich odpowiedź sprawiła, że Lot jeszcze bardziej utwierdził się w postanowieniu, że nie zostawi ich na łasce pospólstwa. Nalegał, żeby przyjęli zaproszenie dopóty, dopóki nie wyrazili zgody, a potem poszli z nim do jego domu.

Miał nadzieję, że ukryje swój zamiar przed próżniakami siedzącymi przy bramie, jeśli poprowadzi nieznajomych do swego domu okrężną drogą, ale ich wahanie i zwłoka oraz jego usilne naleganie nie uszły uwagi gapiów, i zanim udali się na spoczynek, przed domem Lota zebrał się rozpustny tłum. Była to wielka gromada młodych i starszych mężczyzn, trawionych najbardziej nikczemnymi żądzami. Nieznajomi wypytywali Lota o charakter mieszkańców miasta, a on ostrzegł ich, by się nie odważyli opuszczać tej nocy jego domu. Wtem dały się słyszeć krzyki i kpiny motłochu domagającego się, aby owi mężowie byli do nich wyprowadzeni. []

Wiedząc, że sprowokowani do użycia przemocy mogą bez problemu wtargnąć do domu, Lot wyszedł do nich, aby spróbować ich przekonać. „Bracia moi” — powiedział — „proszę, nie czyńcie nic złego!” (w. 7). Używając słowa „bracia” w znaczeniu „sąsiedzi” miał nadzieję, że ich uspokoi, a oni będą się wstydzić swych ohydnych zamiarów. Jego słowa podziałały jednak jak dolanie oliwy do ognia. Ich wściekłość stała się podobna do ryku nawałnicy. Wyśmiali Lota za to, że chce być ich sędzią i zagrozili, że postąpią z nim gorzej niż zamierzają postąpić z jego gośćmi. Rzucili się na niego i byliby go rozerwali na kawałki, gdyby go nie ocalili aniołowie Boży. Niebiańscy posłańcy „wysunęli ręce swoje i wciągnęli Lota do domu, a drzwi zamknęli” (w. 10). Późniejsze wydarzenia ujawniły charakter przybyszów, których gościł. „Mężów, którzy byli u drzwi domu, od najmłodszego do najstarszego, porazili ślepotą tak, że daremnie się trudzili, by znaleźć drzwi” (w. 11). Gdyby ludzie ci nie byli porażeni podwójną ślepotą, mając zatwardziałe serca, to cios Boży, który na nich spadł, spowodowałby, że przestraszyliby się i odstąpili od złego. Tej ostatniej nocy nie popełnili grzechów większych niż w poprzednie, ale miłosierdzie, tak długo lekceważone, wreszcie się skończyło. Mieszkańcy Sodomy przekroczyli granice Bożej cierpliwości — niewidzialną granicę pomiędzy Bożą cierpliwością a Jego gniewem. Ogień pomsty miał wkrótce zapłonąć w dolinie Siddim.

Aniołowie objawili Lotowi cel swej misji: „Zniszczymy (...) to miejsce, gdyż głośna jest na nich skarga przed Panem i posłał nas Pan, abyśmy je zniszczyli” (w. 13). Nieznajomi, których Lot starał się ochronić, obiecali teraz chronić Lota i uratować także wszystkich członków jego rodziny, którzy wraz z nim uciekną z występnego miasta. Tłum się zmęczył i rozszedł, więc Lot wyszedł, by ostrzec swe dzieci. Powtórzył słowa aniołów: „Wstańcie, wyjdźcie z tego miejsca, bo Pan zniszczy to miasto!” (w. 14). Im jednak wydawało się, że Lot żartuje. Śmiali się z jego, jak to nazwali, zabobonnych lęków. Jego córki były pod wpływem swoich mężów. Powodziło się im w Sodomie zupełnie dobrze. Nie widziały żadnych oznak niebezpieczeństwa. Wszystko było w porządku, tak jak powinno. Żyły dostatnio i nie mogły uwierzyć, że byłoby to możliwe, aby piękna Sodoma mogła być zniszczona.

Lot wrócił zasmucony do domu i opowiedział o swym niepowodzeniu. Wówczas aniołowie kazali mu wstać, zabrać żonę i dwie córki, które były jeszcze w jego domu, i opuścić miasto. Lot jednak zwlekał. Chociaż przygnębiało go, gdy codziennie dostrzegał przemoc, nie miał prawdziwego zrozumienia nikczemności i obrzydliwej niesprawiedliwości, której się dopuszczano w tym zepsutym mieście. Nie uświadamiał sobie strasznej potrzeby Bożego sądu, który uczyni koniec ciągłemu grzeszeniu. Niektóre z jego dzieci przylgnęły do Sodomy, a jego żona nie
chciała bez nich odejść. Myśl o tym, że mógłby opuścić tych, których uważał za najdroższe istoty na świecie, wydawała się Lotowi nie do zniesienia. Było mu ciężko porzucić swój wygodny dom oraz majątek zdobyty pracą całego życia, i pójść jako bezdomny wędrowiec. Odrętwiały ze smutku, ociągał się, nie mając chęci wyjść. Gdyby nie aniołowie Boży, wszyscy zginęliby podczas zagłady Sodomy. Niebiańscy posłańcy wzięli za rękę Lota, jego żonę i dwie córki i wyprowadzili z miasta.

Tam aniołowie zostawili ich i wrócili z powrotem do Sodomy, by dokonać dzieła zniszczenia. Ktoś inny — Ten, którego błagał Abraham — zbliżył się do Lota. We wszystkich miastach na równinie nie znalazło się nawet dziesięciu
sprawiedliwych, ale w odpowiedzi na modlitwę patriarchy jeden człowiek, który się bał Boga, został uratowany od zagłady. Rozkaz był wydany ze wstrząsającą mocą: „Ratuj się, bo chodzi o życie twoje; nie oglądaj się za siebie i nie zatrzymuj się w całym tym okręgu; uchodź w góry, abyś nie zginął” (w. 17). Wahanie lub zwłoka byłyby teraz zgubne. Jedno tęskne spojrzenie na skazane na zagładę miasto, jedna chwila żalu, że opuszczają tak piękny dom, kosztowałyby ich utratę życia. Burza Bożego gniewu została wstrzymana tylko po to, by biedni uciekinierzy mogli się oddalić. []

Jednak Lot, zmieszany i wystraszony, tłumaczył się, że nie może uczynić tego, co od niego wymagano, z obawy przed tym, żeby nie dosięgło go jakieś zło i nie umarł. Życie w tym występnym mieście, wśród niewiary, spowodowało, że jego wiara osłabła. Książę niebios stał u jego boku, a on prosił o swoje własne życie, jak gdyby Bóg, który okazał mu taką miłość i troskę, stale go nie ochraniał. Miał całkowicie zaufać niebiańskiemu Posłańcowi, oddając swą wolę i życie w ręce Pana bez wątpliwości i zastrzeżeń, ale jak wielu innych, usilnie starał się przeprowadzić swój plan: „Oto jest miasto w pobliżu, do którego mogę uciec. Jest ono małe. Pozwól mi, proszę, tam uciec. Choć jest ono małe, w nim ocalę życie” (w. 20). Było to miasto Bela, później nazwane Soarem. Leżało zaledwie kilka kilometrów od Sodomy i tak jak ona było zepsute i skazane na zagładę, ale Lot prosił, by zostało oszczędzone, przekonując, że to jest jedynie mała prośba. Jego żądanie zostało zaspokojone. Pan zapewnił go: „Oto i w tej sprawie biorę wzgląd na ciebie: Nie zniszczę tego miasta, o którym mówiłeś” (w. 21). O, jak wielkie jest miłosierdzie Boże dla błądzących istot!

Jeszcze raz uroczyście nakazano mu się spieszyć, ponieważ ognista burza miała się zacząć lada chwila. Jedna z uciekających osób odważyła się jednak obejrzeć wstecz na skazane na zagładę miasto i stała się pomnikiem Bożego sądu. Gdyby Lot nie zawahał się, posłuchał ostrzeżenia anioła i natychmiast uciekł w góry, bez jednego słowa prośby czy protestu, jego żona także by z nim uciekła. Wpływ jego przykładu uratowałby ją od grzechu, którym przypieczętowała swą zgubę. Jednak jego wahanie i zwłoka sprawiły, że zlekceważyła Boże ostrzeżenie. Chociaż ciałem była poza równiną, jej serce zostało w Sodomie, więc razem z nią zginęła. Zbuntowała się przeciwko Bogu, ponieważ jego sąd pociągnął za sobą zgubę jej dzieci i stratę majątku. Choć doznała tak wielkiej łaski, i została wyprowadzona z występnego miasta, czuła, że postąpiono z nią surowo, ponieważ musiała zostawić na zniszczenie gromadzony przez lata majątek. Zamiast przyjąć z wdzięcznością ratunek, zuchwale popatrzyła z powrotem pragnąc zachowania życia tych, którzy odrzucili Boże ostrzeżenie. Jej grzech pokazał, że nie zasłużyła na życie, za którego ocalenie czuła tak mało wdzięczności.

Powinniśmy się strzec lekceważenia łaskawych Bożych zrządzeń dla naszego zbawienia. Są chrześcijanie, którzy mówią: „Nie dbam o moje zbawienie, jeśli mój współmałżonek i dzieci nie będą zbawione razem ze mną”. Wydaje się im, że niebo nie byłoby dla nich niebem bez tych, którzy są im tak drodzy. Czy jednak ci, którzy żywią takie uczucie, mają właściwe pojęcie o swej własnej więzi z Bogiem, zważywszy na Jego wielką dobroć i miłosierdzie? A może zapomnieli, że są związani najsilniejszymi więzami miłości, czci i wierności ze służbą swemu Stwórcy i Odkupicielowi? Zaproszenie miłosierdzia jest skierowane do wszystkich, a skoro nasi przyjaciele odrzucają czułą miłość Zbawiciela, to czy i my mamy się od Niego odwrócić? Odkupienie duszy ma wielką wartość. Chrystus zapłacił ogromną cenę za nasze zbawienie, więc nikt, kto docenia wartość tej wielkiej ofiary i wartość duszy, nie będzie gardził Bożą łaską dlatego, że inni tak czynią. Sam fakt, że inni lekceważą sprawiedliwe wymagania Boże powinien pobudzać nas do większej pilności, byśmy sami oddawali cześć Bogu i prowadzili do przyjęcia Jego miłości wszystkich tych, na których mamy wpływ.

„Gdy słońce wzeszło nad ziemią, Lot wszedł do Soaru”. Wydawało się, że jasne promienie porannego słońca zwiastują miastom na równinie jedynie dobrobyt i pokój. Na ulicach zaczynał się ruch, ludzie udawali się w różnych kierunkach, zajęci interesami i przyjemnościami nowego dnia. Zięciowie Lota żartowali sobie z obaw i przestróg zdziecinniałego starca. Nagle i nieoczekiwanie, jak grom z jasnego nieba, rozpętała się burza. Pan spuścił z nieba siarkę i ogień na miasta i żyzną dolinę. Jej pałace i świątynie, kosztowne domy, ogrody i winnice, a także wesołe, szukające przyjemności tłumy ludzi, którzy wczorajszej nocy znieważyli posłańców nieba — wszystko zostało strawione. Dym pożaru uniósł się jak dym z wielkiego pieca. Piękna dolina Siddim stała się pustynią, miejscem, które już nigdy nie będzie odbudowane czy zamieszkane, stała się dla wszystkich pokoleń świadectwem pewności sądu Bożego nad grzechem. []

Płomienie, które strawiły miasta na równinie, rzucają swój ostrzegawczy blask nawet aż do naszych czasów. Są dla nas strasznym i uroczystym pouczeniem, że chociaż Bóg w swym miłosierdziu długo znosi grzesznika, jest granica, której ludzie nie mogą w grzechu przekroczyć. Gdy dotrą do tej granicy, wtedy miłosierdzie ustaje, a zaczyna się wykonywanie wyroku.

Odkupiciel świata oświadczył, że są większe grzechy niż te, za które zostały zniszczone Sodoma i Gomora. Ci, którzy słyszą zaproszenie ewangelii wzywające grzeszników do opamiętania, i nie zważają na nie, są bardziej winni przed Bogiem niż mieszkańcy doliny Siddim. Jeszcze większy grzech popełniają ci, którzy twierdzą, że znają Boga i przestrzegają Jego przykazań, ale w swym charakterze i codziennym życiu zapierają się Chrystusa. W świetle ostrzeżenia Zbawiciela los Sodomy jest poważną przestrogą nie tylko dla tych, którzy jawnie grzeszą, ale także dla wszystkich tych, którzy bagatelizują zesłane z nieba światło i przywileje.

Wierny Świadek powiedział do zboru w Efezie: „Lecz mam ci za złe, że porzuciłeś pierwszą twoją miłość. Wspomnij więc, z jakiej wyżyny spadłeś i opamiętaj się, i spełniaj uczynki takie, jak pierwej; a jeżeli nie, to przyjdę do ciebie i ruszę świecznik twój z jego miejsca, jeśli się nie opamiętasz” OBJ. 2,4.5. Zbawiciel oczekuje odpowiedzi na swą propozycję miłości i przebaczenia z jeszcze większym czułym współczuciem niż to, które porusza serce ziemskich rodziców, przebaczających błądzącemu, cierpiącemu synowi. Woła do tych, którzy odeszli od Niego: „Nawróćcie się do mnie, wtedy i Ja zwrócę się ku wam” MAL. 3,7. Jeśli jednak błądzący uparcie nie zwraca uwagi na głos, który woła go z litością i czułą miłością, będzie w końcu pozostawiony w ciemności. Serce, które długo lekceważy Boże miłosierdzie, zatwardza się w grzechu i już nie jest podatne na wpływ łaski Bożej. Straszny będzie los duszy, o której orędujący Zbawiciel w końcu powie: „Stowarzyszył się (...) z bałwanami; zaniechaj go” OZ. 4,17 BT. Lżej będzie w dniu sądu miastom z doliny Siddim niż tym, którzy poznali miłość Chrystusa, a jednak odwrócili się od niej i wybrali przyjemności grzesznego świata.

Wy, którzy lekceważycie propozycje miłosierdzia, pomyślcie o długich listach grzechów, spisanych przeciwko wam w księgach nieba, jest tam bowiem rejestr bezbożnych czynów narodów, rodzin i poszczególnych osób. W tym czasie, gdy zapis jest prowadzony, Bóg długo okazuje cierpliwość, wzywa do opamiętania i proponuje przebaczenie.
Przyjdzie jednak czas, gdy zapis będzie pełny, los duszy przesądzony i na podstawie własnego wyboru człowieka jego przeznaczenie ustalone. Wówczas będzie dany sygnał do wykonania wyroku.

Obecny stan świata religijnego każe bić na alarm. Boże miłosierdzie jest lekceważone. Wielu ludzi nie uznaje prawa Jahwe „głosząc nauki, które są nakazami ludzkimi” MAT. 15,9. W wielu Kościołach na naszej ziemi panuje niewiara — nie w jej szerokim znaczeniu, polegająca na jawnym negowaniu Biblii, ale niewiara przybrana w pozór chrześcijaństwa, a przy tym podkopująca wiarę w Biblię jako objawienie Boże. Gorliwe poświęcenie i żywa pobożność ustąpiły miejsca czczemu formalizmowi. W rezultacie panują odstępstwo i zmysłowość. Chrystus oświadczył: „Podobnie też było za dni Lota (...). Tak też będzie w dniu, kiedy Syn Człowieczy się objawi” ŁUK. 17,28.30. Codzienny zapis mijających wydarzeń świadczy o wypełnianiu się Jego słów. Świat szybko dojrzewa do zagłady. Wkrótce sądy Boże zostaną wylane, a grzech i grzesznicy zniszczeni. []

Zbawiciel powiedział: „Baczcie na siebie, aby serca wasze nie były ociężałe wskutek obżarstwa i opilstwa oraz troski o byt i aby ów dzień was nie zaskoczył niby sidło; przyjdzie bowiem znienacka na wszystkich, którzy mieszkają na całej ziemi” — na tych wszystkich, których uwaga jest skoncentrowana na tym świecie. „Czuwajcie więc, modląc się cały czas, abyście mogli ujść przed tym wszystkim co nastanie, i stanąć przed Synem Człowieczym” ŁUK. 21,34-36.

Przed zniszczeniem Sodomy Bóg posłał poselstwo Lotowi: „Ratuj się, bo chodzi o życie twoje; nie oglądaj się za siebie i nie zatrzymuj się w całym tym okręgu; uchodź w góry, abyś nie zginął” 1 MOJŻ. 19,17. Ten sam głos ostrzeżenia usłyszeli uczniowie Chrystusa przed zniszczeniem Jerozolimy: „Gdy zaś ujrzycie Jerozolimę otoczoną przez wojska, wówczas wiedzcie, że przybliżyło się jej zburzenie. Wtedy mieszkańcy Judei niech uciekają w góry” ŁUK. 21,20.21. Nie wolno im było zwlekać, by zabezpieczyć coś ze swego majątku, ale musieli jak najlepiej wykorzystać okazję do ucieczki.

Była możliwość wyjścia, zdecydowanego odłączenia się od bezbożnych, ucieczka, by ocalić życie. Tak samo było w dniach Noego, tak było w przypadku Lota czy uczniów Chrystusa przed zniszczeniem Jerozolimy, i tak samo będzie w czasach końca. Znów w poselstwie ostrzeżenia słychać głos Boży, nakazujący ludowi Bożemu odłączyć się od panoszącej się bezbożności.

Stan zepsucia i odstępstwa, jaki zapanuje w czasach końca w świecie religijnym, został przedstawiony przez proroka Jana w wizji Babilonu, „wielkiego miasta, które panuje nad królami ziemi” OBJ. 17,18. Zanim zostanie ono zniszczone, z nieba rozlega się wezwanie: „Wyjdźcie z niego, ludu mój, abyście nie byli uczestnikami jego grzechów i aby was nie dotknęły plagi na niego spadające” OBJ. 18,4. Jak w dniach Noego i Lota, musi nastąpić wyraźne oddzielenie się od grzechu i grzeszników. Nie może być żadnego kompromisu między Bogiem a światem, nie można zawracać z drogi, by zabezpieczyć ziemskie dobra. „Nie możecie służyć Bogu i mamonie” MAT. 6,24.

Ludzie marzą o dobrobycie i pokoju tak samo jak mieszkańcy doliny Siddim. „Ratuj się, bo chodzi o życie twoje” — brzmi ostrzeżenie Bożych posłańców, ale inne głosy mówią: „Nie denerwuj się, nie ma powodu do alarmu”. Tłumy wołają: „Pokój i bezpieczeństwo”, a w tym samym czasie niebo oświadcza, że nagła zagłada ma niebawem spaść na przestępców. W noc poprzedzającą zniszczenie mieszkańcy miast na równinie oddawali się namiętnie rozkoszom i naśmiewali się z obaw i ostrzeżeń posłańca Bożego, ale szydercy zginęli w płomieniach. Tej nocy bowiem zamknęły się na zawsze drzwi łaski dla bezbożnych, lekkomyślnych mieszkańców Sodomy. Bóg nie pozwoli w nieskończoność naśmiewać się z siebie, nie da wiecznie z siebie żartować. „Oto nadchodzi dzień Pana, okrutny, pełen srogości i płonącego gniewu, aby obrócić ziemię w pustynię, a grzeszników z niej wytępić” IZAJ. 13,9. Większość ludzi na świecie odrzuci Boże miłosierdzie i będzie zniszczonych w nagłej i nieodwracalnej zagładzie. Ci jednak, którzy zwrócą uwagę na ostrzeżenie będą przebywać „pod osłoną Najwyższego” i „w cieniu Wszechmocnego”. Jego prawda będzie ich „tarczą i puklerzem”. Do nich odnosi się obietnica: „Długim życiem nasycę go i ukażę mu zbawienie moje” PS. 91,1.4.6.

Tylko przez krótki czas mieszkał Lot w Soarze. Występek rozpanoszył się tu tak samo jak w Sodomie, więc bał się tam pozostać dlatego, że i to miasto mogłoby być zniszczone. Wkrótce, jak Bóg zamierzył, miasto Soar zostało spalone. Lot udał się w góry i zamieszkał w jaskini, pozbawiony wszystkiego, co by mogło jego rodzinę wystawić na wpływ bezbożnego miasta. Klątwa Sodomy prześladowała go nawet tutaj. Grzeszne postępowanie jego córek było wynikiem stykania się ze złą społecznością tego podłego miasta. Moralne zepsucie tak głęboko przesiąkło w ich charaktery, że nie potrafiły odróżnić dobra od zła. Jedyni potomkowie Lota, Moabici i Ammonici, byli złymi, bałwochwalczymi plemionami, zbuntowanymi przeciw Bogu i zagorzałymi wrogami ludu Bożego. []

Jak wielki kontrast był między życiem Lota i życiem Abrahama! Kiedyś byli druhami, modlili się przy jednym ołtarzu, mieszkali obok siebie w namiotach pielgrzymów, ale jak daleko się teraz od siebie oddalili! Lot wybrał Sodomę dla przyjemności i zysku. Porzucając ołtarz Abrahama i codzienne ofiary składane żywemu Bogu pozwolił swym dzieciom zmieszać się z zepsutym i bałwochwalczym ludem. W swoim sercu zachował jednak bojaźń Bożą, gdyż w Piśmie Świętym oświadczono, że był „sprawiedliwym” mężem. Jego prawą duszę irytowały nikczemne rozmowy, które codziennie docierały do jego uszu oraz przemoc i zbrodnia, wobec których był bezsilny i nie mógł się im przeciwstawić. W końcu został uratowany niczym „głownia wyrwana z ognia” ZACH. 3,2, ale został pozbawiony swych dóbr, utracił żonę i dzieci, mieszkał w jaskiniach jak dzikie zwierzęta, a na stare lata był okryty hańbą. Nie dał światu rodu sprawiedliwych ludzi, ale dwa bałwochwalcze narody, wrogie wobec Boga i walczące z Jego ludem, dopóki czara ich nieprawości się nie przepełniła i nie zostały przeznaczone na zniszczenie. Jakże straszne były więc rezultaty jednego nierozważnego kroku!

Mędrzec powiada: „Nie trudź się, aby zdobyć bogactwo; zaniechaj takiej mądrości”. „Burzy swój dom ten, kto jest przekupny; lecz kto nienawidzi łapówek, będzie żył” PRZYP. SAL. 23,4; 15,27. A apostoł Paweł oświadcza: „A ci, którzy chcą być bogaci, wpadają w pokuszenie i w sidła, i w liczne bezsensowne i szkodliwe pożądliwości, które pogrążają ludzi w zgubę i zatracenie” 1 TYM. 6,9.

Gdy Lot przybył do Sodomy, chciał całkowicie zachować samego siebie od nieprawości i prowadzić swój dom po swojemu. Jednak doznał druzgocącego niepowodzenia. Demoralizujące wpływy wokół niego okazały się zgubne dla jego wiary, a przyłączenie się jego dzieci do mieszkańców Sodomy w pewnym stopniu związało jego interesy z ich interesami. Rezultat tego jest znany.

Wielu wciąż popełnia identyczny błąd. Wybierając miejsce zamieszkania bardziej zwracają uwagę na doczesne korzyści, które mogą zdobyć, niż na moralne i społeczne wpływy, na które będą wystawieni nie tylko oni, ale również ich rodziny. Wybierają piękną i żyzną okolicę albo przenoszą się do jakiegoś bogatego miasta w nadziei zapewnienia sobie większego dobrobytu, ale ich dzieci zostają wystawione na pokusy i zbyt często zawierają znajomości, które nie sprzyjają rozwojowi pobożności i kształtowaniu się prawego charakteru. Atmosfera moralnego rozluźnienia, niewiary, obojętności na sprawy religijne ma tendencję do neutralizowania wpływu rodziców. Przykłady buntu przeciwko autorytetowi rodziców i Boga stale są przed oczami młodzieży. Wielu utrzymuje więź z niewiernymi i niewierzącymi i wiąże swój los z nieprzyjaciółmi Boga.

Bóg chciałby, byśmy przy wyborze domu zważali przede wszystkim na moralne i religijne wpływy, na jakie będziemy wystawieni my i nasze rodziny. Możemy się znaleźć w przykrych sytuacjach, ponieważ wielu nie może mieć takiego otoczenia, jakiego by chcieli, ale dokądkolwiek wezwie nas obowiązek, Bóg umożliwi nam pozostanie czystymi, jeśli będziemy czuwać i modlić się, ufając łasce Chrystusa. Nie powinniśmy jednak niepotrzebnie wystawiać się na wpływy, które są niekorzystne dla kształtowania się chrześcijańskiego charakteru. Gdy dobrowolnie wybieramy atmosferę światowości i niewiary, nie podobamy się Bogu i wypraszamy świętych aniołów z naszych domów. []

Ci, którzy zdobywają dla swych dzieci ziemskie bogactwa i zaszczyty kosztem wiecznych spraw, w końcu przekonają się, że te zyski są straszliwą stratą. Podobnie jak Lot wielu ujrzy zgubę swych dzieci i ledwo ocali swe własne dusze. Praca całego ich życia przepadnie, ich życie będzie bolesnym niepowodzeniem. Gdyby kierowali się prawdziwą mądrością, ich dzieci mogłyby posiadać mniej ziemskich dóbr, ale zapewniłyby sobie prawo do wiecznego dziedzictwa.

Dziedzictwo, które Bóg obiecał swemu ludowi, nie jest z tego świata. Abraham nie miał żadnej własności na ziemi, „ani piędzi ziemi” DZ. AP. 7,5. Posiadał wiele dóbr i używał ich dla chwały Bożej oraz dobra swoich bliźnich, nie uważał jednak tego świata za swój dom. Pan polecił mu porzucić bałwochwalczych rodaków i obiecał mu ziemię kanaanejską jako wieczne dziedzictwo, ale ani on, ani jego syn, ani syn jego syna nie otrzymali obiecanej ziemi. Gdy Abraham potrzebował miejsca, by pochować swą zmarłą żonę, musiał kupić je od Kananejczyków. Jedyną jego własnością w ziemi obiecanej był ten wykuty w skale grobowiec w jaskini Machpela.

Słowo Boże jednak nie zawiodło, chociaż jego ostatecznym wypełnieniem nie było zajęcie Kanaanu przez naród żydowski. „Obietnice dane były Abrahamowi i potomkowi jego” GAL. 3,16. Abraham sam miał mieć udział w dziedzictwie. Wypełnienie się Bożej obietnicy może być długo odwlekane — gdyż „u Pana jeden dzień jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień” 2 PIOTRA 3,8, może się wydawać, że się opóźnia, ale w wyznaczonym czasie „na pewno się spełni, nie opóźni się” HAB. 2,3. Dar dla Abrahama i jego potomstwa obejmuje nie tylko Kanaan, ale całą ziemię. Apostoł mówi: „Nie na podstawie zakonu była dana obietnica Abrahamowi bądź jego potomstwu, że ma być dziedzicem świata, lecz na podstawie usprawiedliwienia z wiary” RZYM. 4,13. W Biblii mamy wyraźną naukę, że obietnica dana Abrahamowi wypełni się przez Chrystusa. Wszyscy, którzy należą do Chrystusa, są „potomkami Abrahama, dziedzicami według obietnicy” — dziedzicami „dziedzictwa nieznikomego i nieskalanego, i niezwiędłego” — ziemi uwolnionej od przekleństwa grzechu. GAL. 3,29; 1 PIOTRA 1,4. Albowiem „królestwo, władza i moc nad wszystkimi królestwami pod całym niebem będą przekazane ludowi Świętych Najwyższego” i „pokorni odziedziczą ziemię i rozkoszować się będą obfitym pokojem” DAN. 7,27; PS. 37,11.

Bóg dał Abrahamowi wizję jego nieśmiertelnego dziedzictwa i Abraham zadowolił się tą nadzieją. „Przez wiarę osiedlił się jako cudzoziemiec w ziemi obiecanej na obczyźnie, zamieszkawszy pod namiotami z Izaakiem i Jakubem, współdziedzicami tejże obietnicy. Oczekiwał bowiem miasta mającego mocne fundamenty, którego budowniczym i twórcą jest Bóg” HEBR. 11,9.10.

O potomkach Abrahama napisano: „Wszyscy oni poumierali w wierze, nie otrzymawszy tego, co głosiły obietnice, lecz ujrzeli i powitali je z dala; wyznali też, że są gośćmi i pielgrzymami na ziemi”. (w. 13). Musimy tutaj mieszkać jako pielgrzymi i obcy, jeśli chcemy wejść do ojczyzny „lepszej, to jest do niebieskiej” (w. 16). Ci, którzy są dziećmi Abrahama, będą oczekiwać miasta, którego i on oczekiwał, a jego „budowniczym i twórcą jest Bóg”.

inne tematy z tej serii:
DLACZEGO BÓG DOPUŚCIŁ GRZECH? | STWORZENIE | KUSZENIE I UPADEK | PLAN ODKUPIENIA | POTOP | PO POTOPIE
RZECZYWISTY TYDZIEŃ
| WIEŻA BABEL | PRÓBA WIARY | ZNISZCZENIE SODOMY | MOJŻESZ | PLAGI EGIPSKIE | PASCHA | WYJŚCIE
OD MORZA CZERWONEGO DO SYNAJU
| NADANIE PRAWA IZRAELOWI | BAŁWOCHWALSTWO POD SYNAJEM
NIENAWIŚĆ SZATANA DO PRAWA BOŻEGO
| ZAKON I PRZYMIERZA | DWUNASTU WYWIADOWCÓW | UPADEK JERYCHA
BŁOGOSŁAWIEŃSTWA I PRZEKLEŃSTWA
| PIERWSI SĘDZIOWIE | SAMSON | DZIECIĘ SAMUEL | HELI I JEGO SYNOWIE
PIERWSZY KRÓL IZRAELA
| NAMASZCZENIE DAWIDA | DAWID I GOLIAT | ŚMIERĆ SAULA | DAWNE I WSPÓŁCZESNE CZARY
DAWID WSTĘPUJE NA TRON
| PANOWANIE DAWIDA | GRZECH I SKRUCHA DAWIDA

 
   

[]

   
 

główna | pastor | lekarz | zielarz | rodzina | uzależnienia | kuchnia | sklep
radio
| tematy | książki | czytelnia | modlitwa | infoBiblia | pytania | studia | SMS-y
teksty | historia | księga gości | tapety | ułatwienia | technikalia | e-Biblia | lekcje
do pobrania
| mapa | szukaj | autorzy | nota prawna | zmiany | wyjście

 
 
 

© 1999-2003 NADZIEJA.PL sp. z o.o. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Bank BPH II/O Warszawa, 10601015-320000744691